+17
2getThere 24 sierpnia 2016 00:27
3500 km autostopem, ponad 5000 km koleją transsyberyjską i 700 km transmongolską. 7 stref czasowych. 38 dni w podróży i 4 dni sraczki. 14 nocy w namiocie, 5 w kuszetce, 2 w autobusie, 2 na podłodze i 14 w hostelowych łóżkach. Wypatrzona jedna gobijska gazela, dziesiątki wielbłądów, setki orłów, tysiące koni i miliony Chińczyków.

Startujemy w Pekinie, gdzie spędzamy 4 dni. Jest tłoczno, głośno i gorąco. Zwiedzamy, smakujemy i obserwujemy, bo na rozmowy z lokalnymi nie mamy szans. Tutaj za Chiny nie dogadasz się po angielsku. Może w hostelu lub w knajpie opisanej w Lonely Planet, ale poza tymi miejscami jesteś skazany na język migowy i telefon z zainstalowanym tłumaczem. Internetu nie mamy. Na te kilka dni nie chciało nam się kombinować i obchodzić rządowej cenzury. Wielki chiński brat czuwa, a my staramy się zrozumieć, dlaczego wszyscy tutaj krzyczą, siorbią i plują pod siebie. Najgorsze jest charchanie i efekt tej czynności na chodnikach. Do tego mężczyźni suszący swoje spocone brzuchy podwijając koszulki pod szyję. No i toalety publiczne. Nie przeszkadza mi, że to tylko dziura w ziemi, ale dlaczego do licha bez żadnych ścianek? Publiczna od „załatwiania się publicznie”? Chiny to jednak inny świat. Warto przyjechać i doświadczyć samemu.










Mur w Badaling, wcale nie taki zatłoczony

Po przekroczeniu granicy chińsko-mongolskiej wsiadamy do pociągu, który przewiezie nas przez pustynię Gobi. Widoki w czasie podróży warte każdej kropli potu wylanej w dusznym przedziale.





Jesteśmy w Ułan Bator. Ile to się naczytaliśmy, że to najbrzydsza stolica świata… No dobra, może i chaotyczna zabudowa, może i szarość blokowisk, może i wieczne korki, ale czujemy się tu dobrze. Dla nas ta mieszanka radziecko - chińskich wpływów w połączeniu z rozsypanymi po mieście jurtami to ciekawa egzotyka. Nomad pędzący na koniu przez środek miasta czy wielbłądy spacerujące chodnikiem – to Ułan Bator, bejbe!





Czekamy na Naadam – coroczne święto, podczas którego rozgrywane są tradycyjnie zawody w zapasach, łucznictwie i wyścigach konnych. To największe święto w Mongolii. Oprócz ciekawych występów, egzotycznych strojów na ulicach to również paraliż komunikacyjny, festyny z balonami i watą cukrową oraz szczyt ruchu turystycznego. Komu nie uda się zobaczyć wielkiego Naadam, nic straconego. Lokalne zawody odbywają się w różnych terminach w zależności od ajmaku (województwa).











Udało nam się złapać autostop w postaci turystycznego busa (a raczej to on złapał nas). W ten sposób spędzamy 2 dni w parku narodowym Khorgo Terkhiin Tsagaan Nuur z niemiecką i mongolską parą, którzy zwiedzają kraj wynajętym autem z kierowcą.




Nad Jeziorem Białym






Pola zastygłej lawy



Po Mongolii podróżowaliśmy autostopem. Wg nas działa on tutaj wyśmienicie. I nie ma co się bać autostopu głęboko w stepie. Tam zatrzyma się każdy samochód, który będzie koło ciebie przejeżdżał. No chyba, że akurat nie przejedzie żaden... Brak miejsca w samochodzie również nie jest przeszkodą. Nie raz jechaliśmy osobowym autem z 6-osobową rodziną zapakowaną po brzegi. Nie wiem jakim cudem dopychali jeszcze nas. Najlepiej wspominamy podróże tam, gdzie kończyły się drogi, gdzie z zawrotną prędkością 30km/h mknęliśmy przez step. Droga już dawno zostawała za nami, a kierowca wyznaczał własne ścieżki pośród stepowych traw.






Mury klasztoru lamajskiego Erdenedzuu chijd w Karakorum









Najlepszy transport trafił nam się, gdy drałowaliśmy kilometrami w deszczu z dręczącymi myślami, że jak tak dalej pójdzie, to najbliższe 50km będziemy musieli przejść pieszo. I wtedy pojawił się on, Nomad Wybawca, który zaprosił nas na noc do swojej jurty. Nocleg w gerze okazał się najzimniejszy ze wszystkich podczas tego wyjazdu. Jurta położona była na wyżynie (GPS wskazał 1800 m.n.p.m.), temperatura w nocy spadła więc znacznie. Nie pomógł nawet koc, którym zostaliśmy dodatkowo okryci. Mongolska rodzina miała niezły ubaw ze mnie zmarzlucha. Na nich takie temperatury nie robią wrażenia, co innego -40°C, z którymi muszą się mierzyć każdej zimy…


Autostop z nomadem


Połączenie tradycji z nowoczesnością



















Kuchnia w Mongolii bazuje na mięsie i produktach mlecznych. Je się tłusto a mongolska flora bakteryjna kompletnie nie współgra z europejską. U większości poznanych po drodze turystów żołądek manifestował swoje niezadowolenie. Nie inaczej było u nas. Ceny w knajpach wahają się w okolicach 5000T za danie, np. buuzy (pierogi z mięsem), gulasze, cujwan (makaron smażony z mięsem i warzywami). Do picia herbato – mleko, które najlepiej smakuje z głośnym siorbnięciem. W jurcie jedliśmy samodzielnie wypiekany borcog – chlebek w smaku przypominający babcinego pączka bez lukru. W połączeniu z czymś co przypominało masło – ser lub śmietano – masło stanowiło bardzo smaczne i syte śniadanie. A jako przekąskę je się różne rodzaje suszonych serów. Warto pamiętać, że tutejsza kuchnia jest uboga w warzywa i owoce, a na prowincji możecie ich w ogóle nie zobaczyć. Wspominałam o makaronie smażonym z warzywami? Tylko, że tym warzywem może być ziemniak.






Poczęstunek w jurcie, borcog, śmietano-masło i ciepłe mleko


Cudowna rodzina, u której spędziliśmy 2 dni. Kolacja w postaci placków ziemniaczanych smakowała wszystkim


Królewskie łóżko i fotel Czyngis-chana w hotelu. W cenie brak bieżącej wody i wychodek na zewnątrz



Podróżując po Mongolii po jakimś czasie przywyknęliśmy do widoku setek kóz i owiec przy drodze czy jaków, które ani myślały z tej drogi zejść. Ze zwierząt hodowlanych pełno tu właśnie kóz i owiec, konii i bydła. Są też wielbłądy. Mongolia zwierzętami stoi. A dają one wszystko, czego Mongołowie potrzebują: mięso, mleko, odzienie oraz opał – suche krowie placki idealne do kominka.













Po 21 dniach w Mongolii przekraczamy granicę i trafiamy do Rosji. Chwila oddechu nad Bajkałem, zwiedzanie Irkucka i już siedzimy w legendarnym transibie. Przed nami ponad 5000 km i 4 dni w pociągu do Moskwy. Jedziemy 3 klasą tzw. plackartą. Wagon ma otwarte przedziały, co na pewno sprzyja integracji. Kilka razy dziennie są dłuższe postoje, na których można trochę odpocząć od kuszetki i ewentualnie uzupełnić braki w prowiancie. Do Moskwy docieramy w piątek rano i jeszcze tego samego dnia przekraczamy granicę z Łotwą. Potem Litwa, zwiedzanie Wilna i nocny autobus do Warszawy.




Pyszny wędzony Omul nad Bajkałem


W Irkucku




Imponująca architektura drewniana, Irkuck




Transib od środka


I tak przez 4 dni


Babuszka peronowa, u której można kupić co nieco podczas postoju

W tej podróży pokochaliśmy autostop. Za to, że nigdy nie wiedzieliśmy co nas czeka, kogo spotkamy na swej drodze. Raz będzie to bogaty Mongoł w Toyocie Land Cruiser, który sunie 160km po szutrówce i częstuje cię Jack Daniels’em. Innym razem mongolska rodzina, która zabierze cie do swojego mieszkania, z którego nie wypuści przez 2 dni. W Rosji będzie to Drago, Serb, który akurat pędzi na granicę i te 600 km spod Moskwy przejedziesz w 4 godziny (to był pirat drogowy, ale bardzo miły pirat). Na Litwie będzie to para, która wieczorem zatrzyma się w mieście na środku drogi tuż przed oberwaniem chmury i uratuje twój tyłek. To będzie też Pani spod łotewsko-rosyjskiej granicy, która po zmroku pozwoli ci rozbić namiot pod swoim domem a rano przyniesie czajnik z gorąco wodą. I kochana Pani z Wilna, która zrobi ci drugą kawę, gdy dowie się, że brakuje ci 20 centów.
Autostop dał nam możliwość poznania wielu cudownych ludzi i zabrał nas tam, gdzie nie dostalibyśmy się sami.

Część filmowa:


Koszty na osobę:
bilet lotniczy WAW-KBP-PEK – 990 zł
autobus Pekin – Erlian: ok. 108zł, pociąg Zamyn-Ud – UB: ok. 67 zł, pociąg Irkuck – Moskwa: 407 zł, Ecolines, Wilno-Warszawa: 18 E
Sumarycznie koszt dotarcia do Pekinu samolotem i powrotu lądem – 1715 zł
noclegi – mniej niż 500 zł
wizy – 1032 zł. Niestety koszt nie do ominięcia. Chiny 260 zł, Mongolia 60E, Rosja 508 zł (można taniej, zależy od pośrednika)
pozostałe (jedzenie, bilety wstępów i inne) – 1040 zł


Dodaj Komentarz

Komentarze (9)

tomwie 24 sierpnia 2016 07:48 Odpowiedz
Super, gratulacje. Piękna wyprawa, świetna relacja, super fotki.
laa 5 września 2016 17:23 Odpowiedz
mega film!
amazonka-amp-maz 13 września 2016 22:42 Odpowiedz
Fajny pomysł na wyprawę, super :-) Film też ciekawie zmontowany
krystoferson112 19 września 2016 19:34 Odpowiedz
świetny film, Mongolia, ludzie co za urok!
rafgrzeg 24 września 2016 07:23 Odpowiedz
Genialny film. Czy to było nagrywane?
2getthere 24 września 2016 13:28 Odpowiedz
rafgrzegGenialny film. Czy to było nagrywane?
kamerka sjcam 5000x elite
andyx 26 września 2016 14:59 Odpowiedz
Super wyprawa! :) Mam pytanie odnośnie transibu - bilety mieliście kupione wcześniej, czy na miejscu kupowaliście?
2getthere 26 września 2016 17:06 Odpowiedz
andyxSuper wyprawa! :) Mam pytanie odnośnie transibu - bilety mieliście kupione wcześniej, czy na miejscu kupowaliście?
bilety kupilismy tuz przed wylotem z Polski. Generalnie bilety na transiba mozna kupic jakos na 40 dni przed planowanym terminem. dobre miejsca rozchodza sie w sezonie baardzo szybko. Dobre mam na mysli dolne kuszetki prostopadle do korytarza. W 5 dni rozeszly sie wszystkie dolne miejsca wiec i tak jechalismy na gornych. generalnie im wczesniej tym taniej. W necie jest pelno sprzecznych informacji na ten temat, ale nasze osobiste doswiadczenie potwierdza, ze najtansze bilety byly na 40 dni przed. Kupowalismy przez internet, od jakiegos czasu strona dziala po angielsku: http://pass.rzd.ru/main-pass/public/en
tuzorka 9 stycznia 2017 21:18 Odpowiedz
Świetna wyprawa! Moje marzenie przejechać się koleją transyberyjską. Jestem w szoku, że bilet na kolej jest taki tani! tylko ta wiza do Rosji, ehh